Będzie ekshumacja zwłok pacjenta doktora G.
Dodano:
Prokuratura prowadząca śledztwo w sprawie dr. Mirosława G. będzie chciała przeprowadzić co najmniej jedną ekshumację zwłok pacjenta, który zmarł w klinice MSWiA – dowiedział się tygodnik "Wprost". Z naszych informacji wynika, że śledczy bliscy są postawienia nowych zarzutów ordynatorowi i to nie tylko o charakterze korupcyjnym.
Dotarliśmy także do kolejnych ustaleń śledztwa. Z zeznań krewnych pacjentów ordynatora wynika, że dawali mu pieniądze, bo jak mówił jeden ze świadków "w Polsce jest przyjęte, że lekarzom trzeba coś dać". Bracia M. (ich ojcu dr G. wszczepił sztuczną zastawkę i gdy okazało się, że w ciele został gazik, nie chciał tego przyznać i nie zgadzał się na ponowną operację – sprawa opisana we wprost.pl w środę) zeznali, że dwukrotnie wręczyli lekarzowi pieniądze pochodzące z emerytury ojca, łącznie 1500 zł. – Pieniądze te przekazywałem dr G. jako podziękowanie za leczenie i opiekę nad ojcem. G. nie wyciągał ręki po te pieniądze, a z rozmów z nim nie wynikało, że ich wymaga. Mówił natomiast, że ojcu wszczepił bardzo drogą zastawkę i dawał mu leki z najwyższej półki – zeznawał jeden z braci M.
Po śmierci ojca bracia M. zadzwonili do Mirosława G., bo dowiedzieli się, że "ktoś doniósł do prokuratury na temat niewłaściwego leczenia ojca". – Doktor G. powiedział wówczas, że gdybyśmy coś więcej wiedzieli na ten temat, to żeby dać mu znać. Na zakończenie powiedział „pamiętajcie, my jesteśmy po jednej stronie, a prokuratura po drugiej" – zeznawał Szymon M.
Mężczyzna mówił, że podczas jednej z wizyt zostawił na biurku doktora 1000 zł w banknotach po 100 zł. W tym czasie stan zdrowia ojca pogarszał się, a ordynator nie powiedział mu, że jedną z przyczyn może być gazik, który na tydzień zostawiono w ciele chorego. Podkreślił, że po tym jak G. dostał pieniądze, powiedział "nie potrzeba", ale ich nie oddał.
"Ja i brat wierzyliśmy, że jak zapłacimy dr G. to on będzie lepiej opiekował się naszym ojcem (…) w styczniu nie byliśmy u ojca dlatego, że nie mieliśmy już pieniędzy, aby dać doktorowi G." – wyjaśniał Szymon M.Po śmierci ojca bracia M. zadzwonili do Mirosława G., bo dowiedzieli się, że "ktoś doniósł do prokuratury na temat niewłaściwego leczenia ojca". – Doktor G. powiedział wówczas, że gdybyśmy coś więcej wiedzieli na ten temat, to żeby dać mu znać. Na zakończenie powiedział „pamiętajcie, my jesteśmy po jednej stronie, a prokuratura po drugiej" – zeznawał Szymon M.
Zdaniem prokuratorów, dr G. przyjął od braci M. pieniądze, mimo że zdawał sobie sprawę z błędu, jaki popełniono w leczeniu mężczyzny. Obrońcy ordynatora twierdzą natomiast, że większość łapówek jakie trafiły do lekarza to były dobrowolne prezenty od rodzin.